23.04.2014 13:21
Z byka mu
Wszyscy (czytaj: większość) narzeka na brak szeroko pojętej kultury na drodze. A to że puszkarze nie ustępują albo wręcz zajeżdżają, a to że panuje moda „kto pierwszy ten lepszy”, a to że na perfidnego chama się wpychają, jak nie przymierzając posłowie do eurokoryta. A mnie się jeździ dobrze po Warszawie. Powiem więcej. Jeździ mi się świetnie. A jeżdżę często i gęsto. Od wiosny nakręcam ok 1500 kilometrów „korkowych” miesięcznie. Niestety, z domu do pracy muszę przejechać przez calutkie miasto, praktycznie od znaku drugiej strefy do takiegoż znaku z przeciwnej strony. W poprzednim sezonie jeszcze do tego podrzucałem małżowinę do miejsca jej kaźni. Dochodzą kilometry „pozakorkowe”, „podmiejskie” oraz „turystyczne”.
I co widzę? Ano widzę, że ludzie ustępują, zjeżdżają, przepuszczają. (Co prawda moja małżowina twierdzi, że to nie z uprzejmości tylko ze strachu na widok psychopatycznego furiata którego widok zajmuje całe lusterko, a pomiędzy puszkami musi jeździć na skos, bo na wprost by się nie zmieścił - ale nie słucham jej. To są ohydne insynuacje, godzące w moją godność jako Obywatela, Polaka, Cyklisty oraz Masona.
Generalnie jestem traktowany o wiele lepiej, niż jadąc puszką.
Pierwszy gęsty odcinek, jaki pokonuję w drodze do pracy to Wał Miedzeszyński. Stojący rzecz jasna. Zero problemu. Może raz w tygodniu zdaży mi się, że mnie ktoś tak przyblokuje, że nie dam rady się przecisnąć (jeśli jadę XJą, jeśli dosiadam Dukata jest ciężej). Odcinek „wałowy” zajmuje mi ok 7 minut (puszką około 40). Potem wbijam na most Poniatowskiego. Tu jest gorzej – wąskie pasy, Ducatem można się zablokować. I wiecie co? Zdaża mi się, że ludzie widząc, że nie mogę przejechać wjeżdżają na krawężnik żeby mnie puścić. Nie jest oczywiście zjawisko występujące nagminnie, ale powtarzalne. Raz czy dwa nawet gościu w ciężarówce to zrobił. Aleje Jerozlimskie od ronda de Gaula to już w ogóle masakra, prawdopodobnie najwęższe pasy w całej Warszawie. Tu nie ma mowy o „line splitting” Tutaj, żeby coś czasowo ukraść, trzeba skakać rączo do przodu jak kangur kopnięty w zadek i wciskać się w każdą dziurę, korzystając z tego, że ktoś się zagapił. To jest najgorszy odcinek jaki mam do pokonania, na szczęście bardzo krótki. Potem w prawo w Kruczą i już z górki. Ale do czego zmierzam. Poza kawałkiem w Alejach Jerozlimskich, gdzie naprawdę nie da się ustąpić – jestem traktowany jak uprzywilejowany uczestnik ruchu. Na Wale rzadko jadę poniżej 40-50km/h, a puszki albo stoją, albo „podjeżdżają”, więc nie przekraczają 15km/h. To samo na moście. Rozstępują się przede mną, jak morze przed Mojżeszem. Tam gdzie było za wąsko, robi się „wystarczająco” bo pojawiłem się w lusterku. Co sprowadza mnie do konkluzji – ludzie zaczęli patrzeć w lusterka. Jeszcze 5-7 lat temu tak nie było. Mimo, że ruch był mniejszy, jechało się gorzej, bo kierowca puszki owszem, zjeżdzał ci (a czasem nie) ale dopiero jak mu wsiadłeś na ogon i raczył cię zauważyć. Powodowało to, że jazda wyglądała jak choroba sieroca: gaz-hamulec-gaz-hamulec-gaz... Teraz jadę płynnie. Bywa, że przejadę całą trasę do Jerozlimskich (kilkanaście kilometrów) nie dotykając hamulca poza światłami. Może to jest spowodowane tym, że coraz więcej jednośladów na naszych ulicach, więc kierowcy puszek w końcu się otrzaskali. A może to moja osobowość...
Oczywiście nie twierdzę, że tak jest zawsze. Bywa że jakaś sierota stoi, albo jedzie na granicy pasa, a lusterka boczne uważa za zbędne. Bywa też, że jakieś chamidło z premedytacją drogę zajedzie. Skoro on w korku stoi, to i ty masz! Ale w moim osobistym odczuciu jest dobrze i coraz „dobrzej”. Nie wiem jak jest w innych miastach – praktycznie nigdy nie jeżdżę w nich w czasie „korkowym” jak już jestem z wizytą, ale z Warszawy jestem zadowolony. Znajomi za to skarżą się, i to mocno. Tylko, moim zdaniem, problem leży nie w innych uczestnikach drogi, a w nich samych. Co z tego, że ktoś mu ustąpi jak on jedzie np. na Rocket czy RoadKingu. I ile by tamten mu nie zjechał to i tak będzie za mało... I zaraz narzekanie, że nie ustępują. Więc jak to w końcu jest? Jemu nie ustąpują, a mnie tak? A może ustępują nam obu, tylko ja się zmieszczę, bo jadę na zwinnym i wąskim moto, a on nie, bo dosiada byka? Co ten kierowca puszki ma zrobić? Fajnie, że koleś ma Glide'a, ale czy on się nadaje do jeżdżenia w korkach? Nie próbujmy jeść zupy widelcem. Inny ma R1kę, ale do pracy jeździ skuterem, bo R1ka go męczy w korkach. I nie ma problemów. Ja odkąd przesiadłem się z Dukata na Xję przestałem narzekać. Nie wiem, czy częsciej od puszek nie blokuje mnie chopper, którego jeździec skonkludował, że przecież siedzi na moto i pełen dumy próbuje się „przeciskać w tym potwornym tłoku”. Puszki się rozsuwają ale on (lub ona) ledwo się mieści i albo staje, a ja za nim (lub za nią) albo się toczy odpychając nogami 5 kmh. A ja z tyłu też 5 zamiast 50...
Reasumując: Mnie puszkarze ustępują....
Komentarze : 6
Ano, nie jest źle, z tymi puszkami. Poza tym, istnieje całkiem proste przełożenie pomiędzy tym, jak sami się zachowujemy, a jak odczuwamy zachowanie innych. Jak już kiedyś napisałem, jeżeli motocyklista uważa, że puszkarze na niego polują, to ma nieźle nasrane pod czaszką.
Osobiście, dużo gorzej niż z siodła, sprawa wygląda zza kierownicy małej, czeskiej zaliczki na samochód.
Przy okazji, proszę o częstsze wpisy.
MASONA? dokładanie tego tytułu jakoś nie ogarniam, jesteś członkiem jakiejś loży cy cuś? :P
U mnie też jest w porządku,nie spotykam sie z chamstwem,ludzie są mili.Raczej to ja ich drażnię,bo na czerwonym objeżdżam nawet jedno auto.Kierowcy,którzy zjeżdżaja na bok radykalnie,to wiadomo,motocykliści w autach.Jest ich coraz więcej i krąg sie poszerza,bo nawet jak ktoś nie jeżdzi,a jego rodzina zaczyna,no to już patrzy łaskawszym okiem.U mnie myśleli,że jadący zygzakiem,celem rozgrzania opon motor prowadzony jest przez osobę niespełna rozumu :) A jeszcze powiem,że w zeszłym roku widziałem młodego gościa na czarno-złotej R1-ce w białych klapkach,dżinsikach do kolan,bez rękawic,w białym kasku i białym T-shircie z napisem YAMAHA i wyglądało to naprawdę zajebiście.Że tez ja nie mam tyle odwagi
Jechałem jakieś 2 tyg. w Krakowie temu za gościem wyjeżdżającym z Wilczej na Hondzie Shadow bodajże ale z rękami (ze względu na kierownicę) rozpostartymi jak u pewnej figury w Świebodzinie i w lansiarskich trampkach. Nie zawsze kierowcy samochodów odpowiednio wcześniej go zauważali więc musiał czasem czekać, co potem zresztą nadganiał jadąc mocno nieodpowiedzialnie pomiędzy nimi. Niestety będąc za nim musiałem również czekać za każdym razem na to aż ktoś się zlituje lub znajdzie miejsce do zjechania. Trudno się więc nie zgodzić z tezą Autora o niejedzeniu zupy widelcem, jak smaczna by nie była.
Naprawdę świetny post, jeden z lepszych jakie czytałam. Trochę z humorem, ale porusza powszechny problem. Czyta się szybko i ciekawie. Super! pzdr
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (2)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)